Moja ukochana Sarunia |
Sara ma już ponad 15 lat. Niestety jej stan zdrowia jest fatalny. Trzy dni temu byłam u weterynarza, gdyż jeszcze jej się pogorszyło. Okazało się, że nie dość, że gorzej widzi i słyszy to jeszcze ma niedowład w tylnych kończynach przez co ma problemy z utrzymaniem moczu i kału... Weterynarz powiedziała, że sterydy pomogłyby jej chodzić, ale niestety w badaniu krwi wyszło, że ma za słabe nerki (poziom mocznika we krwi przekroczony dwukrotnie). Dostaje jakieś inne zastrzyki, po których jest lekka poprawa (weterynarz mówiła, że pomogą na 30%, ale Sara zawsze była silna).
Jestem bardzo smutna. Wszyscy mi mówią, że 15 lat to bardzo dużo, jak na psa. Po przemnożeniu przez 7 daje 105 lat ludzkich. Ja jednak nie wierzę w ten przelicznik. Wszystko zależy od wzrostu psa. Duże i małe psy żyją krócej od średnich. Pies wielkości Sary może dożyć 20 a w rzedkich przypadkach nawet 25 lat!
Może jednak przesadzam... Jej matka dożyła tylko 14 lat i dopadło ją ropomacicze. Nie dożyła operacji. Do tego czasu jednak bardzo dobrze się trzymała. Sarę parę lat temu wysterylizowaliśmy i wycieliśmy jej dwa sutki, w których miała jakieś guzki. Teraz ma przerzuty na całym brzuchu... Jeden guz jest tak wielki jak pół pięści. Przeraża mnie, jak na niego patrzę. Niestety jest już za stara na operację.
Dużo ludzi twierdzi, że powinnam ją uśpić. Sunia ledwo chodzi i często się przewraca. Zaczynałam już w to wierzyć. Na szczęście trafiłam na świetną weterynarz panią Małgorzatę Wilkowską, która pracuje jako internista i chirurg w klinice na Warszawskich Bielanach (co prawda jest to klinika dla kotów ale psy i inne zwierzęta też chętnie przyjmują). Powiedziała mi, że Sara nic nie czuje w tych tylnich łapach, a skoro nie cierpi i ma chęć do życia to jeszcze nie nadszedł na nią czas. Powinniśmy się już jednak powoli zacząć z nią żegnać...
Sara była ze mną odkąd się urodziła. Zawsze była moim psem - od szczeniaka chodziła za mną jak cień nawet do toalety, gdzie czekała pod drzwiami. Bardzo szybko uczyła się sztuczek - w pół godziny nauczyłam ją przynosić mi kapcie! Przynosiła też miskę gdy była głodna, albo podawała mi coś co mi upadło. Nadal jest niesamowita, jednak od jakichś trzech tygodni nie ma już tyle chęci do życia... Mam wrażenie, że to właśnie w tym czasie zaczęły jej wysiadać nerki. Odkąd dostaje te zastrzyki i kroplówki zaczynam dostrzegać poprawę. Nadal fatalnie chodzi ale zdarza jej się czasem podbiec, czy nawet pobawić się chwilę piłeczką. od dwóch dni nie załatwiła się na posłanie przez sen, co było związane z niedowładem w tylnich łapach.
Jestem ogromnie wdzięczna pani Wilkowskiej, że przywróciła Sarze chęć do życia! Może jej ostatnie dni lub miesiące nie będą męczarnią. Może uda się jej odnaleźć trochę ostatnich chwil szczęścia...